środa, 27 sierpnia 2014

Stigmata

Nie było mnie tu jeden dzień lub dwa. Czyli u mnie lepiej. Nie musze wyrzygiwać się w sieci, sklejać liter, wygładzać zdań, doszukiwac się sensu w tym co piszę i co myślę. A no- na razie nie myślę, tylko płynę z prądem. Pozytywna fala niesie mnie po morzu beznadziei. Kto wie, może znajdę w końcu jakąś bezpieczną przystań lub wyspę niekoniecznie bezludną, na której będę wieść niejałowe życie. Oczywiście, to czcze marzenia. Gdzieś podskórnie wiem, że to coś, jak stygmat wypalony w mojej skórze, bedzie tkwiło tam zawsze. Depresja mnie naznaczyła.


Czasem myślę, że moje oczy tak przywykły do łez, usta do zaciskania z bólu, a kręgosłup do garbienia się, że moje ciało wygląda jak ciało nieszczęśliwego człowieka. I nikt ani nic, żadna sytuacja, żadne relatywnie dobre doświadczenie tego nie zmieni. Owszem, na kilka tygodni, być może miesięcy powstanę z klęczek, ale potem znów upadnę. I znów, i znów...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz