środa, 5 lipca 2017

Szklany Człowiek

Nie do wiary, że wciąż pamiętam login i hasło do bloggera. Nie korzystam z platformy, nie wchodzę na swój blog i kompletnie nie zaprzątam sobie nim głowy. A jednak nadal tu jest - zapomniany, nieczytany, samotny. Zupełnie jak ja.

Ostatni wpis miał miejsce we wrześniu, wówczas w moim życiu nie działo się nic szczególnego, no może poza permanentnym mrowieniem. Muszę w tym miejscu wyznać, że cierpię na psychiczne parestezje - czuję wewnętrzne mrowienie, (o)drętwienie, coś wyraźnie nie daje mi spokoju.

W tym dzienniku skupiam się na uczuciach i emocjach, a tych zawsze mam w nadmiarze. I przeważnie tych z kategorii "negatywne". Co czuję piątego lipca o godzinie 00:28? Tak jak w nerwicy wyróżniamy lęk wolnopłynący, tak ja dzisiaj (i wczoraj i przedwczoraj i jutro) zmagam się ze smutkiem wolnopłynącym. Prawie go nie widać, prawie o nim zapominam w ferworze dnia codziennego. Ale on zawsze czai się blisko mnie, gotowy przysiąść mi na ramieniu, tylko po to, by wyliczyć wszystkie moje życiowe błędy, używając do tego palców rąk i nóg. Mam wrażenie, że w tym roku zabraknie mu kończyn, bo z uporem maniaka popełniam błąd za błędem.

Na początku tego roku odszedł mój przyjaciel - mój czworonożny przyjaciel, bo ludzcy są przereklamowani - zmarł na moich rękach. Od tego dnia tkwię w marazmie przeplatanym nierozumianym dla mnie zrywem euforii. Nie Sam, dobrze już było. Lepiej nie będzie. Tęsknię, mój Przyjacielu.

Wiecie, nie potrafię się cieszyć. Czy raczej - nie potrafię odczuwać radości, bo mam jakąś jebaną blokadę w mózgu. Taki defekt, jak wiele innych w mojej osobie. To tak jak z tym rozbitkiem na łódce - dookoła pełno wody, a nie można się napić. Tak, dookoła mnie jest szczęście, widuję je i nawet w nim uczestniczę, czasem machnę na nie ręką, innym razem grzecznie przywitam się mówiąc 'dzień dobry'. Ale zawsze występuję jako widz - zdystansowany, pomny tego, że zaraz wyjdzie z kina i wróci do szarej rzeczywistości. Czasami mój brak wiary w szczęście przeraża nawet mnie, choć de facto - sam nie wiem czy chciałbym wierzyć, czy potrafiłbym.

Odkąd wiele lat temu po raz pierwszy dane mi było usłyszeć ten kawałek (ha, jeszcze na kasecie!), wiedziałam, że to własnie o mnie. Minęło kilkanaście lat, może więcej, a utwór wciąż jest kurewsko aktualny i póki co - nie mogę znaleźć bardziej adekwatnego. Taki byłem, taki jestem i taki będę. Sam Ottis - Szklany Człowiek

jeszcze noc się wokół tli, a już wiem, że dzień jest zły
zdjęcia gwiazd, w gazecie chleb
i jak zwykle moja twarz byle jaki wygląd ma
a na włosach jakiś spray

palę w piecu, ciepło jest, moje wiersze - trochę wstyd
gdzieś na ścianie dyplom mam - trzecie miejsce w skoku w dal
znowu na nic przydam się, lepiej chyba pójdę spać
nie oglądaj moich zdjęć

bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
i zapominać chcę tak często jak się da
że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart

ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
i nie pocieszaj mnie, i tak tu będę stał
bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart


Myslovitz, Szklany Człowiek