sobota, 13 września 2014

SUN UP

Szczęśliwym się bywa, a nie jest. Nie mam pojęcia, kto to powiedział, ale cholernie mądre są te słowa. I, na miłośc boską, wreszcie TO czuję. Żyję, oddycham, karmię się... SZCZĘŚCIEM. Nie wiem jak długo, ale do diabła, chcę zatrzymać tę chwilę!!! Smakuje jak jedno piwo. Nie otumania, nie powoduje głupiego uśmieszku na twarzy, nie zakłóca myśli. Jedynie szumi lekko, podnieca neurony, drga w całym ciele. Czuję, czuję, czuję. Szczęściem są nowe kawałki Tricky'ego (MISTRZ), szczęściem jest zielony oddech wilgotnego lasu na moich policzkach, szczęściem jest sprawienie komuś radości. Szczęściem jest dawanie, szczęściem jest otrzymywanie. Szczęściem jest zmeczenie. To fizyczne- z ubłoconymi nagawkami, ściółką leśną w kapturze kurtki, mokre od wody skarpetki, pot spływający po plecach. Nie chcę, by ta chwila trwała wiecznie, bo wtedy straciłaby swoją ogromną wartość. I może zmieni się za pół godziny, może pod koniec dnia, może jutro będzie tragicznie. Ale teraz, o godzinie 10.55 jest WSPANIALE. SZCZĘŚCIE. Już wiem jak smakuje.