niedziela, 10 września 2017

Bajka o kaczorze - brak kontekstu politycznego

Zaskakujący ze mnie człowiek. Tzn. zaskakuję sam siebie, inni mają mnie za wzór przewidywalności. Zaskakuje mnie, że po kolejnych miesiącach nieobecności na blogerze, wciąż pamiętam nieużywany adres gmaila i hasło. Zaskakuje mnie, że znów piszę w podobnych okolicznościach - znów piszę ciemną nocą, znów jestem sam, znów nawiedzają mnie ciężkie myśli.

Zastanawiam się, czy można mieć depresję i nie mieć jednocześnie. Zdaję sobie sprawę, że w tym miejscu obrażam chorych, którzy na co dzień zmagają się z tą kurewsko straszną chorobą i nie mają taryfy ulgowej w postaci 'lepszych dni'. Tymczasem u mnie wszystko w porządku. Przynajmniej pozornie. Jednak zdarzają się chwile, podobne do tej, kiedy moja maska nieznacznie odrywa się od twarzy. Na co dzień maska jest porządnie zrośnięta z moją skórą, na tyle dobrze, że stała się prawdziwsza od twarzy.

Czuję się jak kaczor wychowany pośród łabędzi. Na co dzień przeglądam się w ich pięknej posturze, wierząc, że sam jestem równie majestatyczny i wzniosły. Jednak czasami widzę w wodzie swoje prawdziwe odbicie - w tej krótkiej chwili zaczynam dostrzegać płaski dziób, żółte pierze zamiast śnieżnobiałego, krótkie niezgrabne nóżki... Widzę jaki jestem naprawdę i ten widok bynajmniej nie zachwyca. Parafrazując klasyka, jak ma zachwycać, skoro nigdy nie zachwycało? No więc jestem tym kaczorem i ta świadomość wcale mi się nie podoba. Ale kiedy wracam znów do swoich - tj. łabędzi - znów przeglądam się w ich pięknej posturze niczym w lustrze. Znów jestem piękny i majestatyczny, nie widzę niezgrabnych nóżek i żółtych piórek. Nauczyłem się być łabędziem i byłoby to całkiem proste, gdyby nie te rzadkie chwile, kiedy dostrzegam swoje prawdziwe oblicze - pokraczne, nieforemne i niezbyt przystosowane do środowiska.

Co czuję, kiedy zderzam się ze swoim prawdziwym odbiciem? Jak wspomniałem - nie podoba mi się to, co widzę. Jestem słaby, bo żyję życiem, które nie jest do końca moje. Wychowany pośród łabędzi, prostuję szyję jak one - dumnie i z odpowiednią dozą nonszalancji. Ale bije we mnie kacze serce. Tchórzliwe i niepewne, lękające się zmarnowanego czasu. Na szczęście znam siebie. Wiem, że jutro wstanę rześki i gotowy do przyjmowania na klatę codzienności. Ja, ten zgorzkniały i smutny kaczor w ciele łabędzia, ukrywam siebie na potrzeby otoczenia. Pilnuję się, by nikt nie zauważył moich żółtych piórek i nieco zbyt nieforemnego dzioba. Udawanie kogoś lepszego niż się jest, to bezpieczny wybór, dlatego chwile takie jak ta, uważam za przejaw rzadkiej u mnie odwagi. Bo mam odwagę spojrzeć w swoje odbicie w wodzie i przyznać  - tak, jestem kaczorem. 

* tekst wolny od kontekstu politycznego